Czytając ludową baśń włoską z okolic Campidano pomyślałem, że jest ona opisem prawdziwej historii zakamuflowanej bajkową formą. Baśń nosi tytuł Porady Salomona.
Nie chciałbym popsuć Państwu przyjemności samodzielnego, dokładnego przeczytania tekstu, toteż swoją interpretację - którą zatytułowałem "Dawno temu we Włoszech" - zamieszczam pod bajką.
Andrzej Dobrowolski
Porady Salomona
Pewnego razu był kupiec, który miał sklep z rozmaitym towarem. Jednego dnia wyszedł wcześnie z rana otworzyć sklep i zobaczył, że na schodkach leży jakiś zmarły. Bojąc się, że go zaaresztują, kupiec wyjechał i porzucił żonę i trójkę dzieci. Dotarł do innego kraju, gdzie szukał pracy, ale jej nie znalazł. W końcu dowiedział się o kimś, kto szukał człowieka na służbę. Ponieważ nie miał wyboru, powiedział sobie "Popróbujemy!". Ten pan nazywał się Salomon, był prorokiem i wszyscy mieszkańcy tego miasta przychodzili do niego prosić o rady. Kupiec został więc służącym Salomona i bardzo go polubił, a Salomon także jego polubił, i tak spędzili razem dwadzieścia lat. Po dwudziestu latach, po czasie w którym kupiec nic nie wiedział o swojej rodzinie, nabrał ochoty, żeby pojechać i zobaczyć, co się z nią dzieje, więc przyszedł do Salomona i powiedział:
- Panie mój, postanowiłem odwiedzić moich najbliższych. Rozliczmy się, a potem do nich dojadę.
Przez te dwadzieścia lat, które przepracował u Salomona, nie wziął od niego jednego solda, chociaż zapłata mu się należała. Salomon zrobił wyliczenie, z którego wynikało, że jest kupcowi winien trzysta skudów, i dał mu je.
Służący pożegnał się z panem, a kiedy był już na schodach, pan wezwał go z powrotem.
- Wszyscy przychodzą do mnie po rady, a ty odchodzisz i o nic takiego mnie nie prosisz?
- A ile będę ci musiał dać za radę? - spytał służący.
- Sto skudów.
Służący zastanowił się i położył przed Salomonem sto skudów.
- Daj mi radę.
A Salomon odrzekł:
- Nie porzucaj starej drogi dla nowej.
- Aha! I to już wszystko? Ta rada warta jest sto skudów? - zdziwił się służący.
A Salomon na to:
- Dzięki takiej zapłacie będziesz o tej radzie pamiętał.
Służący zaczął już odchodzić, ale rozmyślił się i wrócił.
- Skoro już tu jestem, daj mi jeszcze jedną radę.
- To znowu wyniesie sto skudów - oznajmił mu Salomon. Służący dał mu następne sto skudów, a jego pan powiedział mu: - Nie mieszaj się do spraw innych ludzi.
Służący się namyślił: "Jeżeli mam wrócić do domu z jedynymi stu skudami w kieszeni, równie dobrze mogę wrócić z pustymi rękami. Poproszę go wobec tego o jeszcze jedną radę". I zapłacił sto skudów za taką oto myśl:
- Dzisiejszą złość odłóż do jutra.
Odwrócił się już, żeby odejść, ale Salomon jeszcze go zawołał. Dał mu placek i powiedział:
- Nie krój go dopóki nie siądziesz do stołu razem z całą rodziną.
Służący był już w drodze i przypadkiem spotkał grupę podróżnych.
- Pójdziesz z nami? Idziemy w tę samą stronę, więc możemy wędrować razem.
"Dałem sto skudów memu panu - pomyślał służący - za radę, żeby nie porzucać starej drogi dla nowej", i nie poszedł razem z tymi ludźmi, tylko w dalszym ciągu szedł sam, tak jak zamierzał.
Po jakimś czasie usłyszał strzelaninę, krzyki i lamenty - na tamtą grupę podróżnych napadli rozbójnicy i wszystkich wystrzelali. "Niech te sto skudów przyniesie szczęście memu panu - pomyślał służący. Jego rada ocaliła mi życie."
Nadeszła noc, a on znajdował się w szczerym polu i nie wiedział gdzie poszukać schronienia. Wreszcie dostrzegł samotny dom, zapukał do drzwi i poprosił o nocleg tylko na jedną noc. Zaraz wpuścili go do środka. Gospodarz domu przyrządził kolację, nakrył do stołu i usiedli razem do jedzenia. Kiedy skończyli, otworzył wejście do piwnicy, a stamtąd wyszła ślepa kobieta. Gospodarz nalał jej zupy do trupiej czaszki i podał jej kawałek trzciny, żeby przez nią wysysała zupę. Ślepa kobieta pożywiła się, a mężczyzna zaprowadził ją na powrót do piwnicy i tam zamknął.
Po czym zwrócił się do swego gościa:
- Co mi powiecie o tym coście widzieli?
Służący pamiętał drugą poradę Salomona i odpowiedział:
- Myślę, że macie w tej sprawie swoją rację.
A wtedy gospodarz mu wyjaśnił:
- To jest moja żona. Kiedy wyjeżdżałem z domu, ona tu przyjmowała innego mężczyznę i pewnego razu zastałem ich razem. Talerz, z którego teraz je, to czaszka tamtego człowieka, a za łyżkę ma trzcinę, którą wykłułem jej oczy. No to teraz powiedzcie mi, co wy na to. Postąpiłem dobrze czy źle?
- Jeżeli uznaliście za sprawiedliwe tak zrobić, to znaczy, że postąpiliście dobrze.
- Otóż to, macie rację - powiedział mu na to gospodarz. - A tych wszystkich, którzy mi odpowiadali, że postąpiłem źle, pozbawiałem życia.
Wtedy służący pomyślał: "Niech te drugie sto skudów przyniesie szczęście memu panu, bo po raz drugi ocaliły mi życie".
Wieczorem następnego dnia przybył do swojego miasteczka. Odszukał swoją ulicę i swój dom. Okna były jasno oświetlone i naraz zobaczył, że z jednego wychyla się jego żona razem z pięknym młodzieńcem, którego bardzo zażyle głaszcze po twarzy. Ogarnęła go taka wściekłość, że chciał oboje natychmiast zastrzelić. ale pomyślał: "Dałem sto skudów memu panu za dobrą radę, a ona brzmiała: "Dzisiejszą złość odłóż do jutra".
Więc zamiast strzelać, podszedł do jakiejś kobiety, która stała pod domem, i spytał:
- Kto w tym domu mieszka?
- Mieszka tutaj kobieta bardzo szczęśliwa, bo jej syn powrócił dzisiaj do domu z seminarium! Odprawił swoją pierwsza mszę świętą, więc ona ciągle się tym raduje.
I służący pomyślał: "Niech te ostatnie sto skudów także przyniesie szczęście memu panu, bo po raz trzeci ocaliły mi życie." Wszedł do swego domu, żona wyszła mu naprzeciw i chociaż dzieci go nie poznały, wszyscy się serdecznie obejmowali. Kiedy odeszli ciekawi sąsiedzi, rodzina usiadła do stołu, i wędrowiec przekroił placek. W środku było trzysta skudów, które Salomon wziął od niego, chcąc, by dobrze zapamiętał jego rady.
***
Dawno temu we Włoszech
Zielony tekst bajki skomentowany moimi przypisami w żółci wyrażonymi
Pewnego razu był kupiec, który miał sklep z rozmaitym towarem. [Rozmaitym? Legalnym i nielegalnym?] Jednego dnia wyszedł wcześnie z rana otworzyć sklep i zobaczył, że na schodkach leży jakiś zmarły. [Jakiś? Dla zaznaczenia, że wcale a wcale go nie znał, na wypadek, gdyby ktoś pomyślał, że jednak go znał?] Bojąc się, że go zaaresztują, kupiec wyjechał i porzucił żonę i trójkę dzieci. [Jak to? Zaaresztują tylko dlatego, że obcy człowiek umarł na ulicy na schodach jego sklepu? Czego on się bał? A może maczał palce w nieszczęściu zmarłego?] Dotarł do innego kraju, gdzie szukał pracy, ale jej nie znalazł. [Widocznie uczciwa praca go nie interesowała.] W końcu dowiedział się o kimś, kto szukał człowieka na służbę. Ponieważ nie miał wyboru, powiedział sobie "Popróbujemy!". [Jak to "nie miał wyboru"? Czy to była jakaś nieuczciwa, parszywa praca, której przyjęcie było hańbiące?] Ten pan nazywał się Salomon, był prorokiem i wszyscy mieszkańcy tego miasta przychodzili do niego prosić o rady. [Jak to, mimo różnorodności ludzi, wszyscy przychodzili po radę? Czyżby musieli?] Kupiec został więc służącym Salomona i bardzo go polubił, a Salomon także jego polubił, i tak spędzili razem dwadzieścia lat. [Panowie lubili się, to się powtarza w historii wspólnych działań grup zorganizowanych, np. Lenin i Zinowiew.] Po dwudziestu latach, po czasie w którym kupiec nic nie wiedział o swojej rodzinie, nabrał ochoty, żeby pojechać i zobaczyć, co się z nią dzieje, więc przyszedł do Salomona i powiedział:
- Panie mój, postanowiłem odwiedzić moich najbliższych. Rozliczmy się, a potem do nich dojadę.
Przez te dwadzieścia lat, które przepracował u Salomona, nie wziął od niego jednego solda, chociaż zapłata mu się należała. Salomon zrobił wyliczenie, z którego wynikało, że jest kupcowi winien trzysta skudów, i dał mu je.
Służący pożegnał się z panem, a kiedy był już na schodach, pan wezwał go z powrotem.
- Wszyscy przychodzą do mnie po rady, a ty odchodzisz i o nic takiego mnie nie prosisz?
[Najwyraźniej Salomonowi zrobiło się przykro, że służący po prostu zniknie z zarobionym majątkiem, więc niedwuznacznie upomniał się o coś w rodzaju podatku - o datek za poradę.]
- A ile będę ci musiał dać za radę? - spytał służący.
- Sto skudów.
[No właśnie, opłata za radę "proroka"! W przeciwieństwie do bezpłatnych przepowiedni i rad prawdziwych proroków odzianych w łachmany targane wiatrem, patrzących obłędnym wzrokiem i mamroczących niezrozumiale - rady Salomona były płatne! To wyjaśnia dlaczego całe miasto chodziło do niego - chciało czy nie - po rady. Nasz Salomon to nie dostojny król Salomon z Biblii, tylko Salomon Sprytny, prekursor państwa opiekuńczego.]
Służący zastanowił się i położył przed Salomonem sto skudów.
- Daj mi radę.
A Salomon odrzekł:
- Nie porzucaj starej drogi dla nowej.
- Aha! I to już wszystko? Ta rada warta jest sto skudów? - zdziwił się służący.
[Służący najwyraźniej zaczął domyślać się metod działania Salomona stosowanych nawet wobec lubianych przez siebie ludzi.]
A Salomon na to:
- Dzięki takiej zapłacie będziesz o tej radzie pamiętał.
Służący zaczął już odchodzić, ale rozmyślił się i wrócił.
[O czym pomyślał służący? Że jeśli pójdzie do domu z dwustoma soldami, to pewnikiem za pierwszym zakrętem "nieznani sprawcy" (nieznani jemu, ale może znani Salomonowi?) napadną na niego, i odbiorą pieniądze a jego zabiją. Więc z rezygnacją postanowił zareagować na tę możliwość.]
- Skoro już tu jestem, daj mi jeszcze jedną radę.
- To znowu wyniesie sto skudów - oznajmił mu Salomon. Służący dał mu następne sto skudów, a jego pan powiedział mu: - Nie mieszaj się do spraw innych ludzi.
[Służący przypomniał sobie podstawową zasadę mafii wyrażoną rzeźbami trzech małp: jedną z zakrytymi oczami, jedną z zakrytymi uszami, jedną z zakrytymi ustami. Skoro Salomon rozumował jak mafioso, lepiej będzie zrzec się i ostatnich stu skudów.]
Służący się namyślił: "Jeżeli mam wrócić do domu z jedynymi stu skudami w kieszeni, równie dobrze mogę wrócić z pustymi rękami. Poproszę go wobec tego o jeszcze jedną radę". I zapłacił sto skudów za taką oto myśl:
- Dzisiejszą złość odłóż do jutra.
Odwrócił się już, żeby odejść, ale Salomon jeszcze go zawołał. Dał mu placek i powiedział:
- Nie krój go dopóki nie siądziesz do stołu razem z całą rodziną.
[No, skoro służący zrzekł się zarobku za dwadzieścia lat pracy, Salomon dobrodusznie, puszczając oko, dał mu radę, którą można będzie wykorzystać po powrocie do domu.]
Służący był już w drodze i przypadkiem spotkał grupę podróżnych.
- Pójdziesz z nami? Idziemy w tę samą stronę, więc możemy wędrować razem.
"Dałem sto skudów memu panu - pomyślał służący - za radę, żeby nie porzucać starej drogi dla nowej", i nie poszedł razem z tymi ludźmi, tylko w dalszym ciągu szedł sam, tak jak zamierzał.
Po jakimś czasie usłyszał strzelaninę, krzyki i lamenty - na tamtą grupę podróżnych napadli rozbójnicy i wszystkich wystrzelali. "Niech te sto skudów przyniesie szczęście memu panu - pomyślał służący. Jego rada ocaliła mi życie."
[Kim była grupa podróżnych na drodze? Czy to nie młoda mafia, która chciałaby wyprzeć Salomona z jego strefy wpływów i kontroli przepływów strategicznych? Pewnie tak, i nasz bohater dobrze zrobił, że nie dał się wkręcić w ich rewolucję.]
Nadeszła noc, a on znajdował się w szczerym polu i nie wiedział gdzie poszukać schronienia. Wreszcie dostrzegł samotny dom, zapukał do drzwi i poprosił o nocleg tylko na jedną noc. [Ten dom polecił mu Salomon, wyposażając go w hasło rozpoznawcze.] Zaraz wpuścili go do środka. Gospodarz domu przyrządził kolację, nakrył do stołu i usiedli razem do jedzenia. Kiedy skończyli, otworzył wejście do piwnicy, a stamtąd wyszła ślepa kobieta. Gospodarz nalał jej zupy do trupiej czaszki i podał jej kawałek trzciny, żeby przez nią wysysała zupę. Ślepa kobieta pożywiła się, a mężczyzna zaprowadził ją na powrót do piwnicy i tam zamknął.
Po czym zwrócił się do swego gościa:
- Co mi powiecie o tym coście widzieli?
Służący pamiętał drugą poradę Salomona i odpowiedział:
- Myślę, że macie w tej sprawie swoją rację. [- odpowiedział hasłem służący.]
A wtedy gospodarz mu wyjaśnił:
- To jest moja żona. Kiedy wyjeżdżałem z domu, ona tu przyjmowała innego mężczyznę i pewnego razu zastałem ich razem. Talerz, z którego teraz je, to czaszka tamtego człowieka, a za łyżkę ma trzcinę, którą wykłułem jej oczy. No to teraz powiedzcie mi, co wy na to. Postąpiłem dobrze czy źle?
- Jeżeli uznaliście za sprawiedliwe tak zrobić, to znaczy, że postąpiliście dobrze. [- powtórzył hasło służący.]
- Otóż to, macie rację - powiedział mu na to gospodarz. - A tych wszystkich, którzy mi odpowiadali, że postąpiłem źle, pozbawiałem życia.
Wtedy służący pomyślał: "Niech te drugie sto skudów przyniesie szczęście memu panu, bo po raz drugi ocaliły mi życie".
[Tak oto opłaty za rady okazują się być ceną za wprowadzenie w reguły polityki międzynarodow ... , och, przepraszam, za naukę funkcjonowania w świecie mafii.]
Wieczorem następnego dnia przybył do swojego miasteczka. Odszukał swoją ulicę i swój dom. Okna były jasno oświetlone i naraz zobaczył, że z jednego wychyla się jego żona razem z pięknym młodzieńcem, którego bardzo zażyle głaszcze po twarzy. Ogarnęła go taka wściekłość, że chciał oboje natychmiast zastrzelić. ale pomyślał: "Dałem sto skudów memu panu za dobrą radę, a ona brzmiała: "Dzisiejszą złość odłóż do jutra".
Więc zamiast strzelać, podszedł do jakiejś kobiety, która stała pod domem, i spytał:
- Kto w tym domu mieszka?
- Mieszka tutaj kobieta bardzo szczęśliwa, bo jej syn powrócił dzisiaj do domu z seminarium! Odprawił swoją pierwsza mszę świętą, więc ona ciągle się tym raduje.
[Uff! Salomon uprzedzał go, że nie ma gorszej mafii, niż nasz Kościół katolicki! Powiedział: "kiedyś trzeba będzie zrobić rewolucję i przejąć ich ziemię, centra bankowo-usługowe (miasta biskupie z siedzibami zakonów), i oduczyć ludzi powściągliwości, skromności i oszczędzania bo to psuje m i sterowanie społeczne." Służący odetchnął, że nie zadarł z tymi, którzy mają poparcie Trójcy Świętej, i pomyślał z wdzięcznością o Instytucji, która przyjęła do siebie jego syna! Jakie piękne nowe możliwości!]
I służący pomyślał: "Niech te ostatnie sto skudów także przyniesie szczęście memu panu, bo po raz trzeci ocaliły mi życie." Wszedł do swego domu, żona wyszła mu naprzeciw i chociaż dzieci go nie poznały, wszyscy się serdecznie obejmowali. Kiedy odeszli ciekawi sąsiedzi, rodzina usiadła do stołu, i wędrowiec przekroił placek. W środku było trzysta skudów, które Salomon wziął od niego, chcąc, by dobrze zapamiętał jego rady.
[Zanim wszedł do domu, wśliznął się do piwnicy, gdzie dwadzieścia lat temu ukrył sakwę ze złotem znalezioną przy żywym jeszcze wędrowcu leżącym na schodach jego sklepu, włożył ją do placka, i wszedł do domu z tak "upranymi" pieniędzmi. Najważniejsze - umieć opowiadać bajki!
Dzięki mądrości bajki rozumiemy, że początkująca lokalna mafia musi płacić starej mafii światowej za rady. A to za "czy to w spodniach czy w spódnicy to nie ma różnicy", a to za "i Salomon z pustego nie naleje". Dzięki temu nauczy się i ona sama dawać rady innym, pomniejszym, takim jak my.
Andrzej Dobrowolski]
Bracia: królewicz i karbonariusz z innej włoskiej baśni: "Pentameron".
.